Debata z odzysku?

To, co mogliśmy zobaczyć w poprzednią niedzielę trudno było nazwać debatą. No, ale przyjmijmy, że to przedstawienie rzeczywiście nią było. Co pozostało po, jak zapowiadano, ,,gorącej” politycznej dyskusji? Niesmak i rozczarowanie. Rozczarowanie niemal wszystkim. Od kandydatów po samą organizację tego mało zaskakującego spektaklu. Zaczynając od tej drugiej sprawy, warto się zastanowić, ile było debaty w debacie. Ile było rozmowy, konfrontacji myśli i poglądów, a ile recytowania wyuczonej starannie kwestii. Wydaje mi się, że nie tego oczekiwali zgromadzeni przed telewizorami (podobno było ich aż 10 mln.) obywatele. Zero spontaniczności. Wszystko starannie odegrane, niemal bez zająknięcia, zaczynając od odpowiednich uśmiechów po zachęcające gesty. Szczerze mówiąc, debata nie dawała wielkich możliwości uzewnętrznienia swoich przemyśleń. Nie dawała miejsca do popisu. Wszystko dokładnie wyliczone i doprecyzowane. Samą formę tej debaty trafniej można byłoby nazwać teleturniejem. A końcowa faza to już był pokaz ,,Trudnych spraw”.

Wyborca niczego z tej debaty ,,nowego” nie wyniósł. Kandydaci odgrzewali nam te same, zużyte gadki. Debata z odzysku. ..Po prostu recykling”, jak to słusznie powiedział pan Ziemkiewicz. Bo rzeczywiście obyło się bez rewelacji. Jestem pewna, że nikt po tym cyrku zdania nie zmienił (choć sondaże mówią, że poparcie Komorowskiego wzrosło). Kandydaci przyszli obkuci i przeważnie radzili sobie bez ściąg. Nie uwierzę, jeśli ktoś powie, że nie znali pytań przed przyjściem do studia. Swoim stanowczym głosem wygłaszali jakieś farmazony. Przemówienia, głoszące zmianę, które ich rządy przyniosą. Mając nas za niedoedukowanych idiotów, jak zwykle opowiadali bajki o tym, czego to oni nie zrobią (choć nie mają ku temu uprawnień).  Obniżenie podatków, zmiana konstytucji  i inne tego typu sprawy zostały wyciągnięte na pierwszy plan. Jakby walczyli nie o stanowisko prezydenta, ale jakiegoś dyktatora.

Co do ich postaw to trudno uznać je za naturalne. Godziny spędzone przed lusterkiem i liczne lekcje z fachowcami od wizerunku zrobiły swoje. Zachowywali się, jak nie oni. Duda pokorny, poczciwie uśmiechnięty i opanowany. W słowach elokwentny i błyskotliwy. Mówił długo, nudno i… nudno. Za to jego oponent! Trudno było Komorowskiego poznać. Wściekły, głośny, rozkrzyczany, oskarżający i… chamski. Rzucał się i miotał. Był lekceważący, zgryźliwy i zaciekle kąsał przeciwnika. Aż boję się pomyśleć, czym potraktowano go przed programem, by z powolnego, rozlazłego staruszka zrobić „takie coś”. Ponadto cały czas odwoływał się do partii konkurenta. ,,Wy”, ,,Wasz”, ,,Wasze”, ,,za Waszych czasów”… Kilka razy podjął nawet próbę nokautu, wyjmując kartki z dowodami różnorakich ,,zbrodni” popełnionych przez Dudę oraz zadając pytanie, które zyskało wielką aprobatę hrabiego Rostowskiego: ,,A czy pan od 9 lat nie blokuje etatu na UJ?”. Słowem, Bronek zachowywał się tak, jakby zamierzał pokazać wyborcom, że nie jest tym, kim jest.

Media jednogłośnie okrzykują zwycięstwo Komorowskiego. Ale powiedzmy sobie szczerze. Skoro nie ma debaty, to czy jest zwycięzca?


Dodaj komentarz