Paryż, Tunis… Warszawa?!

Strzały spod redakcji pewnej znanej redakcji pisma satyrycznego w Paryżu jeszcze nawet do końca nie wybrzmiały… A ludzie już zapomnieli, że cokolwiek się wydarzyło. A nawet jeśli nie zapomnieli, to cała sprawa stała się dla nich tylko pojedynczym wydarzeniem, procederem, który nie ma prawa się powtórzyć. Popłakawszy sobie jeszcze przez chwilę, wrócili w końcu do życia.  Życia bez Państwa Islamskiego i wszystkich tych szkaradzieństw, od których bohatersko odwracali wzrok. Sprawa przestała ich interesować tak szybko, jak pozbyli się strachu i nocnych koszmarów.

Ale Państwo Islamskie nie da o sobie zapomnieć… Imperium zaatakowało ponownie. Tym razem w słonecznej Tunezji, czyli niemal ulubionej destynacji naszych rodaków. Ciepłe morze, piękne krajobrazy i ten spokój… No teraz to z tym spokojem może być różnie, a już zwłaszcza bezpieczeństwem. Tym razem terroryści na cel wzięli Muzeum Bardo, gdzie od ich strzałów padło, jak się szacuje, 7 ludzi w tym, prawdopodobnie, 4 Polaków. Na świat znów padł blady strach, choć i on pewnie z czasem minie. Na razie jednak wszyscy zadają sobie pytania (o naiwni!) czy to już koniec czarnej serii? Czy Państwu Islamskiemu odpowiada taka liczba niewiernych, jaką udało mu się do tej pory ,,zlikwidować”? I w końcu czy angażować się w tę drażliwą sprawę, czy raczej czekać aż inni to zrobią?

Nie przeczę, zamiatanie pod dywan spraw jest bardzo wygodne. Ale czy nie lepiej zrobić porządek z bandą (a nawet całym stadem) bezwzględnych ekstremistów, którzy za miesiąc czy dwa, w celach wiadomych, odwiedzą Londyn, Madryt, Sztokholm, Nowy Jork, Berlin czy Warszawę? Czy musimy patrzeć na całą sytuację przez palce? Czy musimy czekać aż terroryści urosną w siłę i nie tylko Bliski Wschód, Północna Afryka i Europa będą miały z nimi problemy, ale cały świat? Czy wówczas będziemy w stanie powstrzymać falę islamskiego fanatyzmu?

Na razie jednak większość państw przyjęło strategię: ,,nie wychylać się”. Jakże bojownicza Angela Merkel nie podjęła żadnych poważnych kroków, prezydent Francji (zresztą czego można się spodziewać po Francuzach)- oprócz słów współczucia, nie szuka rozwiązania problemu, a Obama- zaszył się gdzieś w USA i bacznie obserwuje sytuację. Gdyby Putin był z nami, to któż przeciwko nam? – myśli zapewne, przesiadując w Białym Domu.

Wczoraj w telewizji wypowiadała się pewna kobieta, której władze RP bezwzględnie przerwały pobyt w Tunezji. Skarżyła się, dając oglądającym do zrozumienia, że ofiary zamachu same są sobie winne i ,,każdemu mogło się to przydarzyć”. To się dopiero nazywa narodowa solidarność!


Dodaj komentarz